sobota, 24 grudnia 2011

-Nie rozumiem. Co się stało? – krzyczałam załzawiona.
- Proszę się uspokoić.
- Proszę mi powiedzieć ! – przerwałam Mu, wybuchając niekontrolowany płaczem.
- Choroba była silniejsza. Sebastian nie przeżył. – powiedział patrząc mi w oczy. W tamtej chwili czułam, jak cały świat zapada mi się pod nogami. Jak wszystko upada, jak sens życia właśnie dobiega końca. Wstałam i z coraz słabszym biciem serca szłam przed siebie. Usiadłam na ławce i trzęsącymi się rękoma wyjęłam telefon dzwoniąc:
- Mateusz? – wydukałam.
- Coś się stało, mała? Polski mamy teraz, o co chodzi?
- Przyjdź pod szpital, proszę. – rzuciłam kończąc rozmowę.  Odpaliłam szluga co chwilę wycierając spadające łzy. Wtedy przypomniał mi się chłopak, który jakiś czas temu umarł w tym szpitalu, a w głowie utkwiły Mi słowa z Jego listu : „ Bo do życia potrzebny jest ktoś, kto będzie Cię kochał, inaczej nie masz szans by przeżyć.” . W tamtej chwili zaczęłam zastanawiać się , czy to nie przypadkiem Moja wina. Czy Jego śmierć nie jest tylko i wyłącznie sprawką Mojej osoby. Zaciągnęłam się nikotyną po raz kolejny wybuchając płaczem. Podbiegł do Mnie Mateusz  od razu przytulając.
- Jezu, jak Ty wyglądasz. Co się stało? Coś z Sebą?
- Nie żyje. – rzuciłam, momentalnie mocząc Mu bluzę łzami. Nagle ktoś wstrząsnął Moją ręką. Podniosłam wysoko głowę zmęczonymi oczami widząc Jego ojca.
- Zadowolona jesteś z siebie? Tego chciałaś? Zabiłaś mi syna! Gdyby nie Ty, On nadal by żył. Gdybyś nie pojawiła się w Jego życiu, wszystko dalej toczyłoby się dobrze. – krzyczał.
- Dobrze? Pańskim zdaniem wszystko było teraz dobrze? Kto Go wyrzucał z domu i u kogo nocował? Kto Go bił ? – mówiłam starając zatrzymać się łzy.
- Nie pyskuj gówniaro ! – krzyknął, po chwili zostając zahamowany przez żonę.  Kobieta podeszła do Mnie również cała we łzach. Nic nie mówiąc przytuliła się i pogłaskała Mnie po głowie. Spojrzała Mi w oczy po czym szepnęła ‘ wiem, że chciałaś dobrze ‘ . Oboje poszli do szpitala cali zapłakani. Stracili syna, dziecko, które oboje kochali, mniej lub więcej, ale kochali, na pewno. Spojrzałam na Mateusza, który załamany siedział na ławce. Z oddali biegła już do Nas cała ekipa. Jula momentalnie objęła Mnie rycząc jak bóbr. Nikt nic nie mówił, każdy milczał.
- Bezsensu. – syknęłam. – Wiecie, nigdy bym się tego nie spodziewała. Kochałam Go , jednocześnie traktując jak brata.
- Wiemy, mała. – wykrztusił Roman.
- Muszę Wam coś jeszcze powiedzieć. – rzuciłam. Spojrzeli na Mnie z przerażeniem spodziewając się już najgorszego. – Jestem w ciąży. – powiedział. Po tych słowach zapadła niema cisza. – Z Sebastianem – dodałam, po chwili znów rozpłakując się, jak dziecko.
- My Ci pomożemy w tym czasie. Będziemy z Tobą, mała. – mówili poklepując Mnie po plecach. – Będzie dobrze, zobaczysz.
- Jasne. – syknęłam. – Muszę już iść. – rzuciłam zostawiając ich pod szpitalem. W dość szybkim tempie doszłam do domu.  Mama będąc w kuchni zmywała, tata oglądał jakiś film w salonie, a brat naprawiał za oknem auto. Poszłam do siebie, wyciągnęłam z szafy Jego t-shirt i zaciągając się tym zapachem zamknęłam oczy, cicho łkając. Dotknęłam pościel, na której oboje niedawno leżeliśmy. Złapałam haust świeżego powietrza, po czym znów wybuchłam niekontrolowanym płaczem. Spojrzałam na Nasze zdjęcie i biorąc do ręki kartkę i długopis wybiegłam z domu.  Dotarłam na most, pod którym rozciągała się autostrada. Przykucnęłam opierając plecy o chłodne belki poręczy. Wzięłam długopis i kartkę zaczynając pisać :
                                           Drodzy Rodzice
 Ciężko byłoby Mi żyć ze świadomością, że część Mojego życia bezpowrotnie umarła.
 Że straciłam coś, co powodowało na Mej twarzy uśmiech. Coś, co umiało pocieszyć i być, gdy tego potrzebowałam. Dlatego chcę być teraz z Nim, z człowiekiem, którego kocham i którego dziecko noszę w brzuchu. Tak Mamo, jestem w ciąży, byłabyś wspaniałą babcią, nie wątpię, ale dziecko bez ojca to stracone dzieciństwo. Dlatego zabiorę je i siebie do Niego, czyli tam, gdzie będzie Nam dobrze, tam, gdzie zaopiekuje się Nami Bóg. Kocham Was, Wasza córka.”

Przygniotłam papierek listu kamieniem i stając na moście spojrzałam przez chwilę w górę. 
- Wiem, że być może teraz na Mnie patrzysz, wiem też, że prawdopodobnie chcesz Mnie zatrzymać. Ale ja Cię kocham i obiecałam sobie, że zawsze będę tam, gdzie Ty.  Zaraz się zobaczymy, kochanie. – szepnęłam wyrzucając stopy w przód. Lecąc zdążyłam krzyknąć donośne ‘ Kocham ‘ , nic więcej, tyle pozostało po Mnie.  Wiedziałam, że już nie mogę zawrócić, mimo to nie żałowałam , chciałam być z Nim i wychować dziecko, razem. Bo życie w pojedynkę jest nie do przeżycia, bez drugiej osoby – zginiesz.

                                                                      *  T    H     E       E    N     D *

niedziela, 18 grudnia 2011


Przebudziłam się godzinę później czując  Jego idealnie wyrzeźbione ciało pod głową. Rozejrzałam się po pokoju po chwili wysmykując się bezszelestnie spod pościeli. Weszłam do łazienki mając na sobie Jego t-shirt. Artystyczny nieład na głowie ogarnęłam jednym pociągnięciem ręki. Usiadłam na wannie wyciągając ze szafki mały kalendarzyk. Zaczęłam liczyć dni i ostateczny termin miesiączki. ‘ Kurwa ‘ szepnęłam patrząc jak od tygodnia nic się nie dzieje. ‘ mam nadzieję, że to tylko spóźnienie ‘ pomyślałam wychodząc. Weszłam z powrotem do pokoju wślizgując się po cichu do łóżka. Opuszkami palców mierzwiłam Jego nagie ciało.
- Wstajemy – rzuciłam całując go w czoło. – Sebuś. Nie ma tak dobrze. – krzyknęłam wykorzystując w tamtej chwili miejsca, które uważane były za łaskotki. Mimo to, On dalej nie odpowiadał. – Kochanie. – powiedziałam poruszając Jego ręką , która była zadziwiająco lekka. Przykucnęłam na łóżku potrząsając Jego ciałem, w końcu sprawdziłam mu puls, który był, ale z sekundy na sekundę wydawał się słabszy. – Nie żartuj sobie ze Mnie. – rzuciłam mając nadzieję, że On tylko się wygłupia, ale dalej nic nie odpowiedział. Momentalnie wzięłam do ręki telefon wybierając numer pogotowia. Podałam im adres i przyczynę w tym czasie wciągając na siebie spodnie. Dobiegłam jeszcze do Niego prosząc by się odezwał. Łzy ciągle spływały mi po policzku. – Nie zostawiaj Mnie. – mówiłam trzymając Jego dłoń. Kiedy nagle do pokoju wleciało kilku lekarzy i odciągnęło Mnie od Niego.
- Proszę nie utrudniać. – powiedział jeden z nich odsuwając Mnie na bok.
- Bierzemy Go ! – rzucił ktoś, po chwili podnosząc go i wkładając na nosze .
- Mogę jechać z Wami ? – mówiłam podbiegając do nich.
- Nie. Proszę tu zostać i czekać na Nasz telefon.  – odpowiedział lekarz i zatrzasnął Mi drzwi przed nosem.  Wzięłam do ręki telefon i wciągając na nogi buty wybiegłam z domu. Przed oczami miałam najgorsze, wspólne chwile, wspólne problemy. Serce co chwilę miało szybszy puls, mimo to biegłam dalej. W uszach wciąż słyszałam sygnał karetki , która odjeżdżała coraz dalej. Po kilkudziesięciu minutach wbiegłam zdyszana do szpitala. Szukałam Go na każdym piętrze i pytałam każdego przechodzącego lekarza, niestety nikt nic nie wiedział. Usiadłam na krześle cała rozżalona , po chwili zauważając idącego lekarza z karetki.
- Co z Nim ? – zapytałam podbiegając do Niego.
- Miała być Pani w domu.
- Co z Nim ? – narzucałam dalej.
- Jest w ciężkim stanie. Nie wiem, czy On z tego wyjdzie.
- Mogę być teraz przy Nim? Proszę. – szepnęłam .
- No dobrze, ale proszę dać mu odpocząć. – rzucił zaprowadzając Mnie do Sali. Weszłam zamykając za sobą drzwi i ocierając z policzków łzy, które wcale nie ustępowały. Usiadłam obok niego trzymając Jego dłoń, tak jak jeszcze godzinę temu w domu.
- Nie rób Mi tego. – mówiłam dławiąc się łzami. – Wiesz, że nie dam sobie rady bez Ciebie.
- Proszę dać pacjentowi odpocząć. – powiedziała pielęgniarka, która weszła aby podać kroplówkę. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – dodała trzymając Mnie za ramię. Opuściłam salę siadając na korytarzu. W pewnej chwili zrobiło mi się strasznie niedobrze. Wbiegłam do toalety nieoczekiwanie wymiotując . ‘ Boże ‘ rzuciłam do siebie . Podeszłam do lustra i przepłukałam twarz wodą. Powolnym krokiem opuściłam szpital zmierzając w kierunku apteki, która mieściła się niedaleko. Weszłam rozglądając się dookoła, było pusto, tak więc od razu podbiłam do jednej z farmaceutek.
- Poproszę test ciążowy. – rzuciłam. Kobieta spojrzała się na Mnie dziwnym wzrokiem . – Głucha Pani jest? – krzyknęłam. Po chwili podała Mi to , o co ją prosiłam i płacąc wyszłam z pomieszczenia. Zamykając drzwi usłyszałam tylko cięte ‘ taka młoda, a już dzieci będzie bawić ‘ . W tamtej chwili usiadłam na najbliższej ławce wypłakując wszystko, co do tej pory tak cholernie Mnie męczyło. Odpaliłam jeszcze szluga i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Niechętnie weszłam do środka nie zdejmując nawet butów. Dom i tak był pusty, także poszłam od razu do łazienki. Usiadłam na toalecie ujmując twarz w dłonie. Wyciągnęłam zakupiony test patrząc przez chwilę na Jego opakowanie. Wyjęłam zawartość czytając dokładnie ulotkę. Zawahałam się. Strach panicznie obleciał moje ciało. Serce zaczęło bić jakby szybciej. Wiedziałam, że kiedyś i tak będę musiała to zrobić, a czym prędzej tym lepiej.  Wykonałam wszystko dokładnie tak, jak było napisane. Odłożyłam test na półce odczekując chwilę jaka była wymagana. Po kilku minutach użalania się nad sobą w lustrze spojrzałam na test. Dwie kreski. Załamana usiadłam opierając się o chłód płytek ze ściany. Wciąż nie wierzyłam, nie wyobrażałam sobie tego, wręcz bałam się. Tak bardzo chciałam mieć teraz kogoś obok, mieć komu się wyżalić. Wstałam wycierając całą zapłakaną twarz. Nie uczesana i nie umalowana wybiegłam znów z domu zmierzając w kierunku szpitala. Miałam nadzieję, że Seba się przebudził. Chciałam mu o tym powiedzieć jak najszybciej. Po 15 minutach cała zdenerwowana znalazłam się na odpowiednim piętrze. Cicho otworzyłam drzwi do Jego Sali. Weszłam, ale Jego już tam nie było. Na korytarzu nagle pojawił się jeden z tych lekarzy.
- Gdzie On jest ? – zapytałam.
- Coś się stało? Dlaczego pani płacze? – pytał próbując mnie uspokoić.
- Gdzie jest Sebastian?
- Proszę usiąść . – powiedział wskazując mi jedno z krzeseł na korytarzu. Po chwili usiadł obok patrząc mi bacznie w oczy. – Przykro Mi to mówić, ale.. jakieś 20 minut temu Jego serce zaczęło znacznie szybciej bić. – powiedział i wtedy dotarło do Mnie, że On poczuł, że ma kogoś jeszcze. Że, w chwili gdy dowiedziałam się o naszym dziecku On też to zrozumiał. – Niestety później serce spowolniło swoją pracę , nie udało nam się mu pomóc..

poniedziałek, 28 listopada 2011


Po wyjściu lekarza momentalnie usiadłam na krześle obok łóżka.
- Sebastian. – szepnęłam trzymając Jego dłoń.
- Kochanie, nie martw się. To tylko tak strasznie brzmi. Nic mi nie grozi..
- Głucha nie jestem ! – krzyknęłam. – Myślisz, że mam trzy lata i nie wiem co to nowotwór? Od tego się umiera, kretynie ! Nie chcę Cię stracić.
- Nie stracisz. – mówił. Z pod czarnej kredki zaczęły wysuwać się łzy. – Nie płacz, skarbie. Wszystko się w końcu ułoży. Wyjdę stąd i będziemy szczęśliwi, jak dawniej.
- Mam nadzieję.
- A ty jak się czujesz? – zapytał.
- Już lepiej. Chociaż momentami ciężko mi złapać powietrze i strasznie mnie mdli. – powiedziałam.
- Będzie dobrze. – szepnął. Pocałowałam Go, po czym opuściłam salę w celu kupienia sobie gorącej herbaty w barze na dole. Wchodząc, zauważyłam Amelię ze swoimi przyjaciółkami.
- Patrzcie kto idzie. – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się mierząc Ją wzrokiem. Wstała, stając naprzeciw Mnie.
- Może na przeprosiny Ci się zebrało? – syknęła z pewnością w oczach.
- Wręcz przeciwnie. – zaczęłam – Życzę Ci jak najgorzej. Życzę Ci żeby znalazł się ktoś, kto Cię załatwi do tego stopnia, że będziesz jęczeć na sali operacyjnej z bólu..
- Uu, ktoś tutaj nie jest zbyt miły widzę. – rzuciła.
- Uu, ktoś tutaj ma rozkwaszony nos. – odgryzłam podchodząc do lady mini baru. Wzięłam gorącą herbatę, po czym wyszłam na korytarz.
- Od Krisa wara. – rzuciła przysiadając się do mnie.
- A ty znowu zaczynasz? – syknęłam.
- Mówię Ci coś, bo będzie z Tobą źle i rodzina pożegna Cię w kostnicy.
- Posłuchaj, mam kogoś, kto już jest dla Mnie całym życiem i nie zamierzam zmieniać Go na typa, którego poznałam kilka dni temu na treningach. Nie zamierzam też dać mu dupy, czy coś tego typu, bo nie jestem jedną z tych. Masz Go całego dla siebie, zadowolona?
- I o to chodziło. – odpowiedziała opuszczając szpital. Wyrzuciłam pusty już kubek herbaty do kosza i zbierając z ziemi torbę poszłam pożegnać się do Sebastiana. Weszłam do Sali, ale zastałam Jego łóżko puste. Chwilę później weszła tam pielęgniarka .
- Przepraszam, gdzie jest Sebastian ? – zapytałam.
- A kim jesteś ?
- Jestem Jego dziewczyną, proszę mi powiedzieć o co chodzi, martwię się.
- Sebastian wypisał się ze szpitala na własne życzenie.
- Ale jak to? Przecież On jest niepełnoletni.
- Ale Jego ojciec stwierdził, że ma robić co chce. Proszę sobie z Nim o tym porozmawiać. Dowidzenia. – powiedziała opuszczając salę. Wyszłam na korytarz, po czym opuściłam szpital. Na ławce przed budynkiem zauważyłam Sebę.
- Co ty zrobiłeś? – naskoczyłam na Niego.
- Kochanie nie denerwuj się.
- Jak mam się nie denerwować? Przecież to niebezpieczne. – krzyczałam.
- Spokojnie. Tylko jest mały problem.
- Jaki?
- Mój ojciec.. – rzucił.
- Co z Nim?
- Powiedział, że mam Mu się nie pokazywać na oczy.
- O to się nie martw, będziesz u Mnie. Poradzimy sobie. – powiedziałam. Ruszyliśmy w stronę mojego osiedla. W końcu dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do środka i zdjęliśmy buty. Na wstępie wpadła na Nas mama.
- Co jest dzieci? – rzuciła ubierając swoje szpilki.
- Mamo, czy Sebastian może u Nas troszkę pomieszkać? – zapytałam niepewnie.
- A dlaczego?
- Problemy w domu. – powiedział.
- Jeśli będziecie grzeczni. Ale ja muszę spytać Twoich rodziców.
- Nie, nie musi pani tego robić.
- Jednak wolałabym.
- Mamo, nie. Porozmawiamy o tym przy kolacji. – rzuciłam.
- No dobrze, ale jeśli sami ją przygotujecie. Ja muszę iść na spotkanie. I gdybyście mogli to zróbcie zakupy, bo raczej tam nic nie znajdziecie. – powiedziała wychodząc. Zaśmialiśmy się idąc do góry. Nie zdążyliśmy wejść do pokoju, gdy z drzwi dalej wyszedł Mikołaj.
- Co On tu robi? – zapytał podchodząc do Seby.
- Mikołaj uspokój się. Sebastian przez jakiś czas u Nas pomieszka. – rzuciłam stając pomiędzy Nimi i patrząc jak zabijają się wzrokiem.
- Pomieszka? – zadrwił. – Zapomnij. – rzucił idąc na dół.
- To nie był najlepszy pomysł. – powiedział do mnie Seba.
- Oj przestań. Nie będziesz się Nim przejmował. – rzuciłam wciągając Go do pokoju. Załączyłam muzykę, po czym wyciągnęłam z szafy t-shirt, który chciałam zmienić. Stojąc do Niego tyłem ściągnęłam bluzkę. Chwilę później Jego dłonie lekko dotykały nagie ciało. Odwróciłam się mając centymetr od Jego ust. Oparł mnie o chłodną szafę próbując zdjąć legginsy.
- Twojego brata nie ma, prawda? – zapytał kusząco.
- Prawda. – szepnęłam przygryzając Jego wargę. Uniósł moje ciało przenosząc Nas oboje na idealnie pościelone łóżko. Jego usta dotykały każdego miejsca. Od stóp po wargi. Dłonie mierzwiły rozpalone ciało , a oczy cholernie kusiły. Całował Mnie po szyi , jeżdżąc opuszkami palców po nagim udzie.

poniedziałek, 21 listopada 2011


Przebudziłam się w szpitalu ze strasznym bólem nosa. Spojrzałam na czyjąś dłoń, która subtelnie gładziła Moją rękę. Uśmiechnęłam się widząc Jego rozweselone czekoladowe tęczówki.
- Jak się czujesz? – zapytał Kris.
- Bywało lepiej. – syknęłam. – Przepraszam Cię za Niego. Nie wiem czemu tak się zachował, zawsze był taki opanowany..
- To przez ten alkohol. – przerwał Mi. – My też mogliśmy trochę przystopować.
- Co racja, to racja. – powiedziałam biorąc swoją rękę. – A gdzie On teraz jest ?
- W sali obok. – rzucił. Próbując się podnieść momentalnie upadłam pod wpływem silnego bólu w klatce piersiowej. – Leż, odpoczywaj. To teraz najważniejsze. Swoją drogą niezłą masz siłę, żeby tak rozwalić Amelii nos.
Zaśmiałam się próbując z trudem złapać powietrze, gdy do sali wpadła mama.
- Córcia, coś Ty narobiła ? – krzyknęła.
- To może Ja wpadnę później. Cześć i dowidzenia. – powiedział Kris wychodząc. Odwzajemniłam uśmiechem patrząc na wzburzoną minę mamy.
- No jestem, mamo i co ? – zadrwiłam.
- Zabawne. Nie wiem jak do tego doszło, ale masz zakaz na najbliższe imprezy, na które masz zamiar się wybrać, na te spotkania ze swoimi znajomymi i treningi.
- Myślisz, że w tym stanie miałabym siły trenować? Albo wychodzić na miasto? Daj mi spokój.
- Było o co walczyć? – zapytał tata wpadając po czasie.
- No pewnie. – zaśmiałam się. Wtedy do Sali wszedł lekarz mówiąc:
- Masz dobre wyniki. Zabraliśmy Cię na kontrolę, także możesz iść już do domu. Ból nosa lub żeber to nic poważnego. Kości nie są nawet połamane. Tu jest recepta na leki wzmacniające organizm i uśmierzające ból. Szybkiego powrotu do zdrowia życzę.
- Dziękujemy. – powiedziała mama. – Chyba nie musimy Cię podwozić do domu, Twoi wierni przyjaciele już czekają na korytarzu.
- Zawołaj do mnie Julkę i Aśkę żeby pomogły mi się ubrać. Oni mi pomogą wrócić do domu. Nie jestem przecież kaleką.
- Dasz radę, córuś. – rzucił tata całując mnie w czoło. Po chwili wpadły laski zadając milion pytań, jak się czuję i co słychać. Pomogły mi wstać i przebrać się w normalne rzeczy. Wyszłyśmy i na korytarzu zebrała się masa przywitań, buziaków i uścisków.
- Gdzie On jest? – zapytałam patrząc każdemu z Nich w oczy. Roman wskazał na salę obok której się znajdowaliśmy.
- Nie możesz tam teraz wejść, bo są jakieś badania. – rzucił Prosty. Po chwili wyszedł stamtąd lekarz.
- Przepraszam, kiedy można odwiedzić Sebastiana ? – zapytałam.
- Pacjent stracił dużo krwi, jest osłabiony. Proszę przyjść jutro. – rzucił odchodząc.
- Jak to, dużo krwi ? – szepnęłam cicho do samej siebie.
Wraz ze znajomymi doszliśmy do mnie do domu. Tuż przed drzwiami podziękowałam im za opiekę i weszłam do środka. Zrzuciłam buty i kurtkę , zmierzając na górę.
- A ty dokąd? – usłyszałam głos mamy z salonu. – ktoś chcę z Tobą porozmawiać.
Spojrzałam w Jej kierunku patrząc na towarzystwo policjanta.
- ciekawe czego psy tutaj węszą. – rzuciłam do siebie. Weszłam do środka biorąc ze stolika jabłko i zasiadając się we fotelu.
- Przepraszam, ale ja będę musiała wyjść do pracy. – powiedziała mama zbierając się. Pożegnała się z policjantem , po czym wyszła z domu.
- Mam nadzieję, że ze mną porozmawiasz. – zaczął.
- A mam inne wyjście? – rzuciłam oschle. Przemilczał, po czym otworzył swój notes.
- O której godzinie wyszłaś z domu?
- Jezu, nie wiem. Nie prowadzę pamiętnika w porównaniu do pana. I już nie cudzego.
- Wypraszam sobie. To moja praca.
- A to moje życie. – syknęłam załączając telewizor.
- Kto był tam z Tobą?
- A czy to ważne? Niech mi pan lepiej powie co się dzieje z Sebastianem. Czemu jest w szpitalu jeśli wszyscy już go opuścili? Wali mnie to, co pan ma tam do zanotowania. Nie było tu niczyjej winy i policja niech się w to nie miesza. Nie chcę żadnej sprawiedliwości, tylko jego, miłości Mojego życia. – krzyknęłam prawie na jednym wdechu.
- To tylko głupia, nastoletnia miłość. – odpowiedział drwiąco.
- Proszę stąd wyjść. – oznajmiłam wycierając z policzka łzę. Wstałam zmierzając ku wyjściu by pokazać ‘ psu ‘ wyjście. Otworzyłam drzwi, po czym on je zamknął popychając mnie na ścianę.
 - Za utrudnianie śledztwa też jest wymierzona kara. Na drugi raz bądź milsza, bo spiszę sobie protokół. – powiedział .
- A świstak siedzi i zawija w sreberka. Ciekawe co na to pański szef. – zadrwiłam. Założył swoją obciachową czapeczkę, po czym wyszedł. Zatrzasnęłam drzwi i wybrałam się do siebie. Dopadłam idealnie pościelonego łóżka zapominając o całym świecie.


                                         *******************************************


Przebudziła mnie wibracja w telefonie. Spojrzałam na zegarek widząc samo południe. Kolejna denna reklama o wygranej BMW zbudziła mnie ze snu, masakra. Na korytarzu zalatywał zapach obiadu. Wpadłam do łazienki pierwszy raz od tamtego wypadku patrząc  w lustro.
- Cholera. – syknęłam. Weszłam pod prysznic myjąc całe ciało i włosy. Wysuszyłam je pozostawiając na głowie naturalne, długie loki. Przyodziałam się w jakiś t-shirt i legginsy. Weszłam do kuchni patrząc jak mama kroi warzywa.
- A w ogóle co ma znaczyć ten kolor włosów? – zapytała.
- Zajebisty, nie? – rzuciłam podkradając jej marchewkę. Pokręciła głową pytając:
- Jak tam wczorajsza rozmowa z policjantem ?
- Jakoś.
- Byłaś miła? – zapytała patrząc spod jednego oka.
- Jak zawsze.
- Czyli niemiła. – wywnioskowała.
- Oj mamuś. Przestań. Za ile obiad?
- Za 20 minut. – odparła. Wzięłam Jej kawałek jabłka, po czym wróciłam na górę. Dopadłam laptopa przy okazji zaglądając w swój kalendarzyk. ‘ Przecież od kilku dni powinnam mieć miesiączkę ‘ powiedziałam cicho. ‘ Zapewne się spóźnia ‘ rzuciłam wracając do przeglądania facebooka i innych stron. Chwilę później mama zwołała wszystkich na obiad.
- A gdzie Mikołaj ? – zapytałam.
- U dziewczyny. – odpowiedział tata zza gazety.
- On.. ma ? dziewczynę ? – wykrztusiłam .
- Podobno, a ty Go lepiej nie wtajemniczaj w tą swoją historię.
- Tsaa. – parsknęłam biorąc się za obiad. Podczas jedzenia zrobiło mi się strasznie niedobrze.
- Ja już dziękuję. – powiedziałam odchodząc od stołu.
- Ale jak to? Nie zjesz już ? – zapytała mama.
- Nie jestem głodna. – rzuciłam idąc na górę. Szybko dopadłam ubikacji zwracając wszystko co zjadłam. Z nadzieją, że nikt nie słyszał poszłam przebrać bluzkę i wyszczotkowałam zęby. Założyłam na ramię torbę i oznajmiłam wszystkim, że wychodzę do szpitala w odwiedziny. Przez całą drogę zastanawiałam się co było przyczyna zwymiotowania. Niestety bez żadnych skutecznych wniosków przekroczyłam drzwi szpitala. Zbliżyłam się do Sali widząc Sebastiana podłączonego setkami małych kabli do przeróżnych urządzeń.
- Kochanie? – zapytałam cicho. Odwrócił głowę w moją stronę próbując zdobyć się na uśmiech. – Przepraszam za tamto, to wszystko Moja wina. Wiem, że alkohol i w ogóle, ale mimo wszystko.. – przerwał mi przyciągając mnie do siebie. – pomimo bólu masz taką siłę, by mnie do siebie zbliżyć?
- Miłość tak na Mnie działa. – rzucił całując namiętnie Moje usta.
- Powiedz mi, co tak naprawdę się dzieje ? Dlaczego jeszcze tu jesteś ?
Wtedy do Sali wszedł lekarz.
- Proszę mówić przy Niej. – rzucił Seba.
- Tak więc, pańskie zdrowie.. jest w nienajlepszym stanie. Pan walczy z nowotworem, prawda?
- Tak. – odpowiedział.
- On się nasilił. Nie wiem, czy wyjdzie pan z tego zdrowy. To będzie trudne i wielkie wyzwanie dla pana . Mimo wszystko, jest źle. Może pan umrzeć. Ale trzeba być dobrej myśli. Do zobaczenia. – powiedział odchodząc. W tamtej chwili czułam jak tracę cały świat. Jak miłość wysuwa mi się spod nosa, a ja nie mam już na to wpływu. Że nie mogę nic zrobić. Że coś, co jest dla mnie życiem ma prawo odejść, bez względu na wszystko. Można powiedzieć, że właśnie wtedy wewnętrznie umarłam.