poniedziałek, 21 listopada 2011


Przebudziłam się w szpitalu ze strasznym bólem nosa. Spojrzałam na czyjąś dłoń, która subtelnie gładziła Moją rękę. Uśmiechnęłam się widząc Jego rozweselone czekoladowe tęczówki.
- Jak się czujesz? – zapytał Kris.
- Bywało lepiej. – syknęłam. – Przepraszam Cię za Niego. Nie wiem czemu tak się zachował, zawsze był taki opanowany..
- To przez ten alkohol. – przerwał Mi. – My też mogliśmy trochę przystopować.
- Co racja, to racja. – powiedziałam biorąc swoją rękę. – A gdzie On teraz jest ?
- W sali obok. – rzucił. Próbując się podnieść momentalnie upadłam pod wpływem silnego bólu w klatce piersiowej. – Leż, odpoczywaj. To teraz najważniejsze. Swoją drogą niezłą masz siłę, żeby tak rozwalić Amelii nos.
Zaśmiałam się próbując z trudem złapać powietrze, gdy do sali wpadła mama.
- Córcia, coś Ty narobiła ? – krzyknęła.
- To może Ja wpadnę później. Cześć i dowidzenia. – powiedział Kris wychodząc. Odwzajemniłam uśmiechem patrząc na wzburzoną minę mamy.
- No jestem, mamo i co ? – zadrwiłam.
- Zabawne. Nie wiem jak do tego doszło, ale masz zakaz na najbliższe imprezy, na które masz zamiar się wybrać, na te spotkania ze swoimi znajomymi i treningi.
- Myślisz, że w tym stanie miałabym siły trenować? Albo wychodzić na miasto? Daj mi spokój.
- Było o co walczyć? – zapytał tata wpadając po czasie.
- No pewnie. – zaśmiałam się. Wtedy do Sali wszedł lekarz mówiąc:
- Masz dobre wyniki. Zabraliśmy Cię na kontrolę, także możesz iść już do domu. Ból nosa lub żeber to nic poważnego. Kości nie są nawet połamane. Tu jest recepta na leki wzmacniające organizm i uśmierzające ból. Szybkiego powrotu do zdrowia życzę.
- Dziękujemy. – powiedziała mama. – Chyba nie musimy Cię podwozić do domu, Twoi wierni przyjaciele już czekają na korytarzu.
- Zawołaj do mnie Julkę i Aśkę żeby pomogły mi się ubrać. Oni mi pomogą wrócić do domu. Nie jestem przecież kaleką.
- Dasz radę, córuś. – rzucił tata całując mnie w czoło. Po chwili wpadły laski zadając milion pytań, jak się czuję i co słychać. Pomogły mi wstać i przebrać się w normalne rzeczy. Wyszłyśmy i na korytarzu zebrała się masa przywitań, buziaków i uścisków.
- Gdzie On jest? – zapytałam patrząc każdemu z Nich w oczy. Roman wskazał na salę obok której się znajdowaliśmy.
- Nie możesz tam teraz wejść, bo są jakieś badania. – rzucił Prosty. Po chwili wyszedł stamtąd lekarz.
- Przepraszam, kiedy można odwiedzić Sebastiana ? – zapytałam.
- Pacjent stracił dużo krwi, jest osłabiony. Proszę przyjść jutro. – rzucił odchodząc.
- Jak to, dużo krwi ? – szepnęłam cicho do samej siebie.
Wraz ze znajomymi doszliśmy do mnie do domu. Tuż przed drzwiami podziękowałam im za opiekę i weszłam do środka. Zrzuciłam buty i kurtkę , zmierzając na górę.
- A ty dokąd? – usłyszałam głos mamy z salonu. – ktoś chcę z Tobą porozmawiać.
Spojrzałam w Jej kierunku patrząc na towarzystwo policjanta.
- ciekawe czego psy tutaj węszą. – rzuciłam do siebie. Weszłam do środka biorąc ze stolika jabłko i zasiadając się we fotelu.
- Przepraszam, ale ja będę musiała wyjść do pracy. – powiedziała mama zbierając się. Pożegnała się z policjantem , po czym wyszła z domu.
- Mam nadzieję, że ze mną porozmawiasz. – zaczął.
- A mam inne wyjście? – rzuciłam oschle. Przemilczał, po czym otworzył swój notes.
- O której godzinie wyszłaś z domu?
- Jezu, nie wiem. Nie prowadzę pamiętnika w porównaniu do pana. I już nie cudzego.
- Wypraszam sobie. To moja praca.
- A to moje życie. – syknęłam załączając telewizor.
- Kto był tam z Tobą?
- A czy to ważne? Niech mi pan lepiej powie co się dzieje z Sebastianem. Czemu jest w szpitalu jeśli wszyscy już go opuścili? Wali mnie to, co pan ma tam do zanotowania. Nie było tu niczyjej winy i policja niech się w to nie miesza. Nie chcę żadnej sprawiedliwości, tylko jego, miłości Mojego życia. – krzyknęłam prawie na jednym wdechu.
- To tylko głupia, nastoletnia miłość. – odpowiedział drwiąco.
- Proszę stąd wyjść. – oznajmiłam wycierając z policzka łzę. Wstałam zmierzając ku wyjściu by pokazać ‘ psu ‘ wyjście. Otworzyłam drzwi, po czym on je zamknął popychając mnie na ścianę.
 - Za utrudnianie śledztwa też jest wymierzona kara. Na drugi raz bądź milsza, bo spiszę sobie protokół. – powiedział .
- A świstak siedzi i zawija w sreberka. Ciekawe co na to pański szef. – zadrwiłam. Założył swoją obciachową czapeczkę, po czym wyszedł. Zatrzasnęłam drzwi i wybrałam się do siebie. Dopadłam idealnie pościelonego łóżka zapominając o całym świecie.


                                         *******************************************


Przebudziła mnie wibracja w telefonie. Spojrzałam na zegarek widząc samo południe. Kolejna denna reklama o wygranej BMW zbudziła mnie ze snu, masakra. Na korytarzu zalatywał zapach obiadu. Wpadłam do łazienki pierwszy raz od tamtego wypadku patrząc  w lustro.
- Cholera. – syknęłam. Weszłam pod prysznic myjąc całe ciało i włosy. Wysuszyłam je pozostawiając na głowie naturalne, długie loki. Przyodziałam się w jakiś t-shirt i legginsy. Weszłam do kuchni patrząc jak mama kroi warzywa.
- A w ogóle co ma znaczyć ten kolor włosów? – zapytała.
- Zajebisty, nie? – rzuciłam podkradając jej marchewkę. Pokręciła głową pytając:
- Jak tam wczorajsza rozmowa z policjantem ?
- Jakoś.
- Byłaś miła? – zapytała patrząc spod jednego oka.
- Jak zawsze.
- Czyli niemiła. – wywnioskowała.
- Oj mamuś. Przestań. Za ile obiad?
- Za 20 minut. – odparła. Wzięłam Jej kawałek jabłka, po czym wróciłam na górę. Dopadłam laptopa przy okazji zaglądając w swój kalendarzyk. ‘ Przecież od kilku dni powinnam mieć miesiączkę ‘ powiedziałam cicho. ‘ Zapewne się spóźnia ‘ rzuciłam wracając do przeglądania facebooka i innych stron. Chwilę później mama zwołała wszystkich na obiad.
- A gdzie Mikołaj ? – zapytałam.
- U dziewczyny. – odpowiedział tata zza gazety.
- On.. ma ? dziewczynę ? – wykrztusiłam .
- Podobno, a ty Go lepiej nie wtajemniczaj w tą swoją historię.
- Tsaa. – parsknęłam biorąc się za obiad. Podczas jedzenia zrobiło mi się strasznie niedobrze.
- Ja już dziękuję. – powiedziałam odchodząc od stołu.
- Ale jak to? Nie zjesz już ? – zapytała mama.
- Nie jestem głodna. – rzuciłam idąc na górę. Szybko dopadłam ubikacji zwracając wszystko co zjadłam. Z nadzieją, że nikt nie słyszał poszłam przebrać bluzkę i wyszczotkowałam zęby. Założyłam na ramię torbę i oznajmiłam wszystkim, że wychodzę do szpitala w odwiedziny. Przez całą drogę zastanawiałam się co było przyczyna zwymiotowania. Niestety bez żadnych skutecznych wniosków przekroczyłam drzwi szpitala. Zbliżyłam się do Sali widząc Sebastiana podłączonego setkami małych kabli do przeróżnych urządzeń.
- Kochanie? – zapytałam cicho. Odwrócił głowę w moją stronę próbując zdobyć się na uśmiech. – Przepraszam za tamto, to wszystko Moja wina. Wiem, że alkohol i w ogóle, ale mimo wszystko.. – przerwał mi przyciągając mnie do siebie. – pomimo bólu masz taką siłę, by mnie do siebie zbliżyć?
- Miłość tak na Mnie działa. – rzucił całując namiętnie Moje usta.
- Powiedz mi, co tak naprawdę się dzieje ? Dlaczego jeszcze tu jesteś ?
Wtedy do Sali wszedł lekarz.
- Proszę mówić przy Niej. – rzucił Seba.
- Tak więc, pańskie zdrowie.. jest w nienajlepszym stanie. Pan walczy z nowotworem, prawda?
- Tak. – odpowiedział.
- On się nasilił. Nie wiem, czy wyjdzie pan z tego zdrowy. To będzie trudne i wielkie wyzwanie dla pana . Mimo wszystko, jest źle. Może pan umrzeć. Ale trzeba być dobrej myśli. Do zobaczenia. – powiedział odchodząc. W tamtej chwili czułam jak tracę cały świat. Jak miłość wysuwa mi się spod nosa, a ja nie mam już na to wpływu. Że nie mogę nic zrobić. Że coś, co jest dla mnie życiem ma prawo odejść, bez względu na wszystko. Można powiedzieć, że właśnie wtedy wewnętrznie umarłam.

5 komentarzy:

  1. Boskoo, po prostu uwielbiam twoje opowiadanie i to jak piszesz :*
    juz nie moge sie doczekac, co dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że Pyskata jest w ciąży. :D
    Bardzo ciekawe! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa jestem jak dalej rozwiniesz ta historię, robi się baaardzo ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. zarąbiście piszesz ;d
    czekam na dalszy ciąg ;*

    OdpowiedzUsuń