środa, 24 sierpnia 2011


Zadzwonił dzwonek.
- Polski . – chórem powiedzieli chłopacy.  Obok mnie usiadł Roman i ciepło przytulając wspierał mnie, jak najlepiej.
- Będzie dobrze, musisz Nam tylko powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Inaczej nie mamy jak Ci pomóc. – rzucił Prosty . Odwzajemniłam ich chęci uśmiechem ruszając do szkoły. Szybko otarłam ostatnie łzy i weszłam do klasy. Nowa polonistka, elegancko ubrana w różową sukienkę i wysokie czarne buty przedstawiła Nam się ochoczo , po czym kazała zająć się sobą ze względu na Jej ból głowy. Usiedliśmy ekipą przy jednym stoliku . Wszyscy patrzyli na mnie swoim kocim wzrokiem, tylko Mateusz nie miał ochoty tego robić. Wyszedł z klasy pod pretekstem wizyty u pielęgniarki.
- No to co jest grane, mała ? – zapytał Roman . Wzięłam głęboki oddech zaczynając im wszystko tłumaczyć. Już po chwili wszyscy z wielkim oburzeniem zaczęli naskakiwać, dlaczego jeszcze mnie nie ma w szpitalu. Ale przecież nie mogłam. Jak miałam pojawić się przed człowiekiem, którego tak cholernie zraniłam. Jak miałam mu to wszystko wyjaśniać w chwili gdy cierpiał najbardziej. W momencie, kiedy mnie potrzebował, ja najwidoczniej nie potrzebowałam Jego. Tak to wyglądało, trzeba przyznać. Mimo wszystko za namową kumpli tuż po polskim wyszłam ze szkoły. Wszyscy mieli mnie kryć by tylko nie zaliczyć ‘ enek ‘ . Szłam chodnikiem mijając setki ludzi, miliony par , ludzi, którzy tak serdecznie wyznawali sobie miłość pocałunkami. Nie potrafiłam do Niego iść, bałam się, tak strasznie bałam się Jego reakcji i tego, że nie będę w stanie mu nic wytłumaczyć.  Usiadłam w parku przed szpitalem. Odpaliłam fajkę i wybrałam numer do Romana.
- Co jest laska, u Nas biologia, nie mogę za bardzo gadać.
- Ja.. ja nie potrafię do Niego iść. – wyjąkałam przez łzy.
- Potrafisz, jesteś silną kobietą. Ile rzeczy w życiu już zostały przez Ciebie zdobyte ? Ile razy stawałaś na podium, bo Twoja silna wola zwyciężyła ? Ile razy byłaś mistrzem ? Nadal nim jesteś. Nie wymiękaj. Idź i pogadaj z Nim, szczerze ! – powiedział szeptem po chwili się rozłączając. Schowałam telefon do kieszeni zaciągając się fajką. Przetarłam rozmazane oczy i wciągnęłam haust świeżego powietrza.
- Cześć . – usłyszałam tuż za swoimi plecami.
- Sebastian ? A ty ..
- Co ? Umówiona byłaś ? Przepraszam, że przeszkodziłem, już znikam. – powiedział idąc w drugą stronę.
- Stój ! – krzyknęłam płosząc ptaki z drzew.  – Chyba musimy pogadać .
- Pogadać ? – zaśmiał się . – My nie mamy o czym gadać.
- O nas. – szepnęłam zbliżając się do Niego.
- Jakich Nas ? Nas już nie ma ! Ogarnij się ! – krzyczał potrząsając mną . – Zabawiłaś się . Fajnie. Zawsze jakoś Was do siebie ciągnęło co nie ? Te wspólne rozmowy i ‘ niby ‘ przyjaźń. Oboje jesteście siebie warci.
- A ty co kurwa ? Nie lepszy. O Miśce już zapomniałeś ?
- Podobno mieliśmy nie wracać do przeszłości . – powiedział z chrypą w głosie.
- Podobno. Sebastian . Porozmawiajmy, proszę.
- Daj mi spokój. – rzucił odmachując ręką i zostawiając mnie samą. Nie krzyczałam, bo nie miałam już sił. Jeśli odszedł to znaczy, że mnie nie potrzebuje. Tak po prostu, zabawił się mną jak lalką. Zakręcił , nagadał i zostawił.
- Cholera. – szepnęłam wybuchając nie kontrolowanym płaczem .
- Coś się stało ? – usłyszałam z ust osoby siadającej obok mnie.
- Nie. – powiedziałam szybko chowając łzy. – A ty.. ? Nie powinieneś być w szpitalu ? Jesteś nie ubrany i w ogóle, chłodno się robi.
- Ee tam. Filip jestem . – powiedział chłopak, który wyszedł na spacer ze szpitala za nami. – Czemu płaczesz? – zapytał wgapiając we mnie swoje wielkie oczy. Nie był wcale jakiś wielce opalony, zbudowany, czy przystojny. Nie był żadnym ideałem. Był normalnym chłopcem, zmagającym się ze straszną chorobą.  – Bo widzisz. Jestem w tym szpitalu już od pół roku. Od tamtego czasu ani raz nie byłem w domu. Raz – bo nie mogę. Dwa - nie mam domu.  Dom tworzy rodzina, ja jej nie mam.  Nie mam rodziców, którzy mnie kochają, dziewczyny, która miałaby mnie darzyć miłością, nie mam nawet przyjaciół, którzy mieliby dać mi wsparcie.  Mam tylko śmierć. Przed oczami jedną wielką śmierć.  Teraz już tylko wyobrażam sobie mój pogrzeb. To jak umrę, czy to będzie bolało, a może czy to będzie spokojna śmierć. Może mnie uśpią, jak psa. A może sam zginę popełniając samobójstwo. Ciekawi mnie ile osób zagości na moim pogrzebie, czy w ogóle będzie on zorganizowany. Czy kogokolwiek obchodzi moja śmierć ? Zobacz, na mojej głowie nie ma już włosów, ręce całe mi drżą a z ciała wystają kości. To jest rak, złośliwy. Nie mam już szans na przeżycie.  Gdybym tylko miał jakąś pomoc ze strony najbliższych , przeżyłbym. Dlatego nie zostawiaj tego chłopaka samego. Bo On Cię potrzebuje. Chyba nie chcesz żeby wyglądał jak ja, i tak samo kończył ? – powiedział wycierając na moim policzku łzy. Płakałam, tak cholernie ryczałam przy słowach tego chłopaka. Były zbyt piękne, ale i tragiczne.  – Biegnij za Nim . – rzucił .- Ja muszę wracać.  – po czym wstał i tak po prostu odszedł. Wtedy zrozumiałam, że nie liczą się czyny, lecz słowa. Nie fakty, lecz podstawy tych faktów, nie zdarzenia lecz prawdziwe zamiary. Wtedy zrozumiałam, że jedną szansą na przeżycie ludzi jest miłość, której dziś tak cholernie jest mało.

4 komentarze:

  1. Świetna część. Wgl całe powiadanie świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Jak Ty świetnie piszesz. Dziewczyno masz ogromny talent. Końcówka jest tak wzruszjąca i smutna, że po prostu zwala z nóg. tak 3mać. Wspaniały rodział. Pozdrawiam i do następnego ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. rewelacja. jedyne słowo jakie przychodzi mi teraz na myśl. nie potrafię inaczej tego ocenić, nie ma takich słów.

    OdpowiedzUsuń
  4. świetnie piszesz! naprawdę jesteś w tym dobra :)

    OdpowiedzUsuń