środa, 27 kwietnia 2011

Mimo moich zastrzeżeń Roman brnął do przodu. Cały zdenerwowany z pewnością, że to Mateusz, szedł pewnym krokiem. Wybiegałam co chwilę przed niego prosząc żeby przestał. W pewnej chwili stanęłam przed nim uderzając go ręką w klatkę piersiową. Nie chciałam robić zamieszania na ulicy, dlatego cicho powiedziałam mu ' przestań, to nie on' . Ale jego pewność była na tyle mocna, że odepchnął mnie z całej siły rękoma . Wylądowałam na ulicy wpadając wprost pod nadjeżdżający samochód. Nie pamiętam nic. Czułam tylko momentalnie silne ręce, które mnie podnoszą i dokądś niosą. Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu , a na twarzy czułam lekki podmuch wiatru. Miejsce wyglądało na od dawna już zapuszczone. Leżałam na twardym materacu , w plecy wbijały mi się jakieś druty, a obok nikogo nie było. Chciałam się podnieść żeby zapoznać teren, lecz silny ból nogi i głowy nie pozwolił mi na to. Przypomniałam sobie tylko pchnięcie Romana i pisk opon czarnego mercedesa. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie silne uderzenie w drzwi. Do pokoju wszedł jakieś mężczyzna. Miał kaptur na głowie, palił szluga , po czym usiadł na oddalonym ode mnie fotelu. Nie mogłam rozpoznać twarzy, gestów, zapachu. Był za daleko, zapach zasłaniał się nikotyną, a twarz ciemnością jaka między nami panowała.
- Gdzie ja jestem ? - zapytałam .
Gościu wziął bucha , po czym odpowiedział - w domu.
- Przecież to nie jest mój dom.
- A kto powiedział, że w swoim domu? Odpoczywaj mała, rano się rozliczymy. - wyrzucił peta przez uchylone okno po czym wyszedł. I jedyne co odbiło mi się na jego twarzy to uśmiech. Światło latarni wbijało przez przesiąknięte zimnem zasłony rzucając się momentami na jego twarz. Ironiczny uśmiech jaki mi rzucił pozwolił na to, że byłam w stanie go rozpoznać. Wtedy wróciły znów te czasy. Ten uśmiech, który roznosił całą mnie w euforii , te usta które nadawały życiu smak. Kochałam gdy mnie całował w nos, gdy muskał mnie po całym ciele. Gdy leżeliśmy na łące wpatrzeni w siebie do granic możliwości. Przestawaliśmy, gdy blask księżyca nie pozwalał nam na widoczność jego ust i oczu. Był cudem, czymś czego nie oddałabym za żadne pieniądze. Czymś za co byłam gotów poświęcić życie i o mało tego nie zrobiłam. To był Roman. Gdyby nie usta nigdy bym się nie domyśliła. Wtedy do mojej głowy uderzało sto myśli . Dlaczego on, co ze mną robi, z czym się rozliczymy jutro? Zaczęłam się bać. A niepewność buzowała we mnie cholernie mocno. Nie wiedziałam czego mogłam się po nim spodziewać. Przecież nie zadzwonił po karetkę jeśli coś mi się stało. Cholerny ból nogi nie pozwalał mi wstać. Ale silnym wybiciem uniosłam się na jednej nodze podchodząc do okna.  ' Wiem, gdzie jestem! To stary zamek. To ruiny, na których tak często spędzaliśmy czas. ' - pomyślałam. Znając każdą skrytkę chciała stąd wyjść. Odwróciłam się czując silne uderzenie w twarz. Upadłam, a wokół mnie rozlała się kałuża krwi..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz