piątek, 25 lutego 2011

Dzień jak każdy. Znowu problem ze wstaniem. 7:15 pobudka, a za pół godziny zapieprzać na pks. Masakra. W dodatku upadło kilkadziesiąt stopni na minusie. No to pięknie. Wygrzebałam się z trudnością z łóżka.
- Przecież ty dzisiaj nie zdążysz. Zobacz już jest wpół do - marudziła mama.
- Spokojnie , damy radę. - zaśmiałam się - nie pierwszy i nie ostatni raz mam takie trudności.
- No wychodzi Ci to wieczorne randkowanie - dogryzała
Zresztą ta codzienna kótnia z nią już rano częściowo mnie dobijała, jakbym miała mało problemów na głowie. Zjadłam śniadanie, ogarnęłam lekko włosy, a w międzyczasie wysłałam sms'a do kumpla ' Napisz mi jak wyjedzie ' . Miałam swojego informatora , który zawsze mnie upominał , że autobus właśnie wyjeżdża z centrum. Dostałam szybką odpowiedź, że już jest w drodze. Pobiegłam umyć zęby i szybko wciągnęłam na siebie płaszcz i kozaki .Wybiegłam na przystanek, pomijając fakt, że mam go 10 metrów od domu, zawsze jestem pierwsza. Chwilę później dołączyła kumpela. Codzienne , poranne pogaduchy zakończyła informacja - ' jedzie ' . No nareszciee. Przecież ile można czekać. Wyjeżdża równo z czasem, a jeszcze ma pięciominutowe spóźnienie. Tragedia. W sumie, podróż do szkoły nie trwa długo, może z jakieś dziesięć minut, dlatego zawsze przeznaczamy go na ploty. Wejście do szkoły, obczajka tych plastikowych pań w krótkich kieckach i delikatnych tipsach. Ale ogarniam. Zmierzam w kierunku szatni i po szybkim ogarnięciu zmierzam ku miejscu, gdzie codziennie przebywam z paczką. Kolejno zaliczam wszystkie lekcje, w dodatku dowiaduje się, że nie ma polskiego. Cuud. I o 13 do domu. Ładniee. Zdziwienie mamy, że teraz dość często wracam o tej porze, ale nic. Zlewam to. Oczywiście tematem dnia w dzisiejszej szkole była impreza w jednym z klubów. Miałam iść. Zresztą, miałam dylemat czy się wybrać. W ogóle nie miałam chęci - to raz. A dwa.. - słuchając wypowiedzi innych doszłam do wniosku, że interesującej wiary nie będzie. Więc stwierdziłam, że zostaję na chacie. Przynajmniej nie opuszczę kolejnego odcinka serialu. Chujniaa. Pół godziny przed melanżem okazuje się, że jadę. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego. Po prostu. No to bawimyy się. Pierwsza godzina przetańczona z kumplem, jednym z najlepszych. Ale czułam wzrok kogoś innego na sobie. W pewnej chwili odbijanyy.
- Dlaczego to zrobiłeś ?
- No przecież ten gościu już zjeżdżał ręką coraz to niżej.
- No i co z tego? Przecież to mój kumpel, a w ogóle nic takiego nie robił. - wykrzyknęłam.
- A to może wam przeszkodziłem ?
- Nie. Przestań. Tylko jeśli możesz, nie obrażaj go w moim towarzystwie.
 - Oczywiście skarbie.
To był Sebastian. Zawsze się wpieprzał w najmniej oczekiwanym momencie. Po zatańczeniu kilku kawałków poszliśmy usiąść w jakieś spokojne miejsce. Niby było miło, pogadaliśmy jak dawniej, ale nic więcej nie chciałam. W pewnej chwili wpadli nasi kumple, Dawid i Adrian. Pogadaliśmy, ale musieli się zmywać. Byliśmy sam na sam . Znowu zaczął napieprzać, że chciałby ze mną być. Nie docierało do niego, że nie chce. Miałam dać znać do 22:29 . Tak zadecydował. No nie ma co. Zebraliśmy się na chatę, bo impreza coś się nie kleiła. Cały czas zastanawiałam się co ja mam jemu napisać. Gdyby nie kumpel, Dawid, pewnie wpadłabym w kolejny zakład. Kurdee, jak ci goście z tego osiedla są cholernie dojebani. Ciągle jakieś zakłady o laski, kasa i szybkie samochody. Już nie chciałam mieć z nim do czynienia. Rzuciłam tylko krótkie dobranoc, mimo że nawet nie wybierałam się do łóżka. Po prostu nie chciałam mieć z nim wiele wspólnego. Zakończyłam tę rozmowę i całą sytuację, która zaistniała. Nie miałam zbytniej chęci na jakiekolwiek dalsze sms'y, poszłam do łazienki biorąc paczkę żyletek. Nie wiedziałam czemu. Chciałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz